wtorek, 29 grudnia 2015

Zrozumiałem.


        Typ: One-shot
Anime: Haikyuu!!
Postacie: Oikawa Tooru, Hanae (OC)
Ilość znaków: 1487

           Nie powinnam tutaj być. Zbyt podekscytowana, żeby iść do domu zbyt pijana, żeby się wycofać — oto dlaczego tutaj stoję. Pod domem Oikawy. Dlaczego wydaje mi się, że cały świat właśnie tutaj się znajduje. Czy to wina alkoholu? Niemożliwe. Nie jestem na tyle pijana, aby zacząć krzyczeć, ani na tyle trzeźwa, żeby wrócić do domu. Dlaczego wszystko zawsze sprowadza się do jednego. Do wahania się. Przecież to nie takie trudne. Nie widzieliście się od czasów liceum. Przecież na pewno mnie pamięta. Nie mógł zapomnieć osoby, przez którą zniszczył sobie życie. A nie. To ja zniszczyłam jego życie. Sprawiłam, że już nigdy nie podbił piłki do góry. Już nigdy nikomu nie wystawił. A to wszystko przez głupi wypadek.
           Nabrałam powietrza do płuc. Czas to zrobić. Dasz sobie radę. Wreszcie mu powiesz. Wykrzyczysz to z siebie. No dalej. Zacisnęłam pięści tak mocno aż zbielały mi kostki. Nie ze strachu, lecz z determinacji. Czułam gorąco rozlewające się po moim ciele. Otworzyłam usta....wypuściłam powietrze. Otarłam napływające łzy i obróciłam się w stronę swojego czerwonego garbusa. Nic nie jest w stanie mi pomóc. Potrafię tylko uciekać.

***

          Słońce niemal ostygło i można go dotykać bez obawy poparzenia. Wiatr jest niewyczuwalny, ale jest: popycha liście drzew to w jedną to w drugą stronę, patrzy na nie w zadumie. Ciepłe powietrze owiewa mi twarz, powodując, że czuję kojące ciepło na całym swoim ciele. Schroniłam swoją kruchej budowy posturę w jednym z kokonów, jestem lekka; wiatr bez problemu kołysze moim ciałem. I chociaż drugie fotel jest pusty, huśtamy się w tym samym rytmie. Mój umysł lekko otulony granatowym odcieniem nieba.
          Na moich ustach maluje się niewyraźny uśmiech, gdy zauważam swojego sąsiada. Wraca z treningu jak zawsze o tej samej porze. Nie zauważy mnie, gdy będzie zamykał drzwi, a ja będę podziewać go z oddali. Jednak ten odwraca się tak jakby popchnięty kogoś słowami. Nie widzi mnie — zbyt jest pochłonięty granatem nieba. Opuszczam nogi. Mocny poduch wiatru sprawił, że moje ciało zaczyna drżeć. Wmawiam sobie, że to wcale nie strach, obawa przed tym, że mnie zauważy, ale gdy oddala się, otula mnie rozpacz.
          – Zaczekaj....-mój głos drży nawet podczas szeptu. -No!? Przecież ja cię kocham...-znika za zatrzaśniętymi drzwiami. Kolejne wyznanie wprost głuchej granatowej nocy.

***

          Im bardziej jestem rozzłoszczona, im bardziej zrozpaczona, tym bardziej nie potrafię sobie pomóc. Chwytam się za włosy, zaciskam mocno wargi, czuję na nich słone ciepło, ale tylko przez moment. Dziesiątki oczu skupione jest na boisku. Obserwują, natarczywie zawodników, nie odrywając od nich wzroku. Ich spojrzenie mnie ponaglają. Robię to, co oni wszyscy chcieliby zrobić. Zbiegam z trybun wprost na boisko. Parkiet błyszczy się, odbija światło z lamp. Rzucam się na jego rozgrzane ciało. Jest taki ciepły. Zaplatam dłonie na jego szyj. Opieram czoło o jego tors i wsłuchuję się w przyśpieszony oddech. Tłum szalej z wściekłości. Słyszę siarczyste uwagi w moją stronę. Zaciskam swój uścisk jeszcze mocniej w strachu, że on zniknie. Ktoś mi go odbierze. Unoszę odrobinę głowę. On mnie nie zna. Nie może znać. Jestem dla niego obcą osobą, gdy on jest dla mnie czymś więcej niż tylko wspaniałym siatkarzem i wschodzącą utalentowaną gwiazdą.
           – Kocham cię.
          Dzwoni budzik, szybko go uciszam. To tylko sen. Ci, których planują powiesić wraz z pierwszymi promieniami słońca, też pewnie niechętnie wstają. Poważnie się zastanawiam, czy nie wcisnąć sobie na sucho jeszcze paru pigułek nasennych.

***

          Obawiam się, że mój zapas determinacji wyczerpię się, nim zdążę wszystko załatwić. Ale zastaje mi jej akurat tyle, ile trzeba. Czuję tę właściwa ulgę, której pragnęłam. Teraz pozostaje tylko czekać, aż drzwi się uchylą, a w nich stanie spełnienie moich sennych koszmarów. Już nie mogę się wycofać. Staje tak przede mną bez koszulki, a moje kolana miękną. Jego brązowe oczy są skierowane w moją stronę. Zadzieram głowę do góry, w przepraszającym geście.
           – Przepraszam, że w tak nieodpowiednim momencie zawracam ci głowę. Pewnie nie wiesz, kim jestem, ale mieszkam naprzeciwko ciebie — wyrecytowałam formułkę powtarzaną w kółko od dwóch dni. Moja determinacja ulotniła się niebywale szybko i niepostrzeżenie. Zamrugał kilka razy lekko zdezorientowany, by po chwili na jego idealnej twarzy pojawił się jeden z tych uśmiechów, na których widok mam ochotę paść przed nim na kolana i błagać, aby mnie pokochał. Jestem żałosna.
           – Hej, a gdzie uśmiech Hanae?- z uśmiechem zaczął drapać się po głowie. Chyba uświadomił siebie, że jego osoba mnie zawstydza. Zwłaszcza gdy stoi przede mną pół nagi z włosami w całkowitym nieładzie.
           – Hę?  – zerknęłam nie pewnie na kartkę, którą mięłam w dłoni. Zauważył to i z powagą wypisaną na twarzy, przyglądał mi się, po czym jego rozgrzane dłonie wyciągnęły ją z moich lodowatych i drżących rąk. Oddychaj. Raz, dwa, trzy, kurwa dasz radę. Opanuj się. - Rodzice chcieli was zaprosić na kolację w tę sobotę.
           – Hanae wolniej. Nic nie rozumiem — spoważniał.
           – Przepraszam – wdech i wydech. Dobrze ci idzie. - Rodzice chcieli was zaprosić na kolację w tę sobotę. - starłam się powiedzieć wszystko jak najwolniej.
           – Widzisz — uśmiechnął się — Poradziłaś sobie nawet bez tego — pomachał mi karteczką przed oczami, a mi zrobiło się niezmiernie głupio. Jesteś tchórzem Hanae.
           – Najwidoczniej twoja osoba jest zbyt onieśmielająca — zatkałam buzię chwilę później, gdy uświadomiłam sobie, co powiedziałam. Policzki zaczęły mnie boleśnie piec. Tooru roześmiał się głośno. Ma taki cudowny śmiech.
           – Dzięki — uśmiechnęłam się żałośnie i odwróciłam, żeby tylko móc uciec z tego miejsca jak najszybciej.

***

          Stoi za moimi plecami – w stroju drużyny siatkarskiej, gotowy, aby wyjść na boisko. Ma idealnie ułożone włosy, zdeterminowany wzrok – i patrzy na mnie. Pod moimi powiekami zbierają się łzy. Nie jestem w stanie dłużej ich powstrzymywać. Pojedyncze zaczynają spływać po moich białych policzkach. To wszystko mnie przerosło, przytłoczyło, zniszczyło.
           – Nic nie rozumiesz, Too-chan. Nie tylko siatkówka jest ważna! - zacisnęłam pięści. Odwróciłam się do niego. Byłam już cała roztrzepana. Nie mogłam skupić się na słowach, które z rozgoryczeniem, trudem wypływały z moich ust. Patrzył na mnie z tym swoim dziwacznym uśmieszkiem, jakby nic do niego nie docierało. Gdyby moje słowa były tylko głuchym odbiciem prawdy -Jest coś kurwa ważniejszego! Uczucia! Rozumiesz! - próbował do mnie podejść. Nie wiem, co chce osiągnąć tym gestem. Nie chce, żeby mnie dotykał. Jego dotyk w tym momencie jest dla mnie obrzydliwy. Cofnęłam się odrobinę. Straciłam równowagę. Zerknęłam szybko za siebie. Ostatni stopień. Zaczęłam osuwać się do tyłu. Grawitacja zrobiła swoje. Próbował mnie złapać...zanim oboje runęliśmy ze schodów. Oikawa uderzył całym swoim ciałem o podłogę, bezwładnie opadłam na niego. Wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy. Roztrzęsiona usiadłam na podłodze, zanosząc się płaczem. Tooru
          Przez dłuższy moment nie podnosił się ziemi, zwijając z bólu. Wystraszona całą tą sytuacją impulsywnie podniosłam się, nie zważając na obolałe ciało. Szybko pokonałam dzielący nas dystans.
           – Przepraszam, ja, ja....  – zamilkłam. Uśmiechnął się, obdarzył mnie lekceważącym machnięciem ręki. Próbował się podnieść, ale nie potrafił. Znów opadł na ziemię, zaciskając mocno pięści. Najbardziej bolało mnie to, że nie krzyczał na mnie, nie obwiniał mnie. Po prostu nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Wstałam z ziemi i jak najszybciej pobiegłam na halę sportową. Wpadłam wprost na Iwaizumiego, który rozmawiał z trenerem. Całkiem zdyszana, krótkim, ale męczącym biegiem, wysapałam niezrozumiale:
           – Oikawa upadł i nie może wstać — nie musiałam nic więcej tłumaczyć. Zaprowadziłam ich do leżącego na ziemi kapitana liceum Aobajosai. Pomogli mu wstać i zaprowadzili go na salę. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki dzisiaj dzień. Cała drużyna zebrała się przy ławce. Nie wiem, o czym rozmawiali, ale chwile później na boisko wszedł pełny skład. Byłam na siebie wściekła. Właśnie zniszczyłam wszystko, na czym mi zależało. Zniszczyłam człowiek, którego kochałam od czasów gimnazjum. Byłam samolubna. Spojrzałam na ławkę. Siedział, opierając łokcie na kolanach, a głowę na splecionych dłoniach. Oczy miał szeroko otwarte. Był blady.

***

          Dziś mija dokładnie pięć lat od tego cholernego wypadku. Nie miałam okazji rozmawiać z nim od tamtego dnia. Żałuję tego, co powiedziałam i tego, co stało się później. Wiem, że możliwe jest tylko jedno: nigdy mi tego nie wybaczy, ale czas spróbować przeprosić. Muszę wreszcie zamknąć za sobą ten rozdział. Zapomnieć, żyć dalej. Zadzwoniłam na dzwonek. Moja czarna, letnia sukienka lekko falowała huśtana przez wiatr. Gdy drzwi zaczęły się uchylać, wzięłam głęboki wdech, a chwilę później stanął w nich Tooru z czasów liceum, mimowolnie zaczęły płynąć mi łzy. Nie zmienił się ani trochę. Dalej miał swoje idealnie ułożone brązowe włosy i te same zdeterminowane oczy. Był zdziwiony.
           – Wiem, że może na przeprosiny już zdecydowanie za późno, ale nie mogę sobie wybaczyć tego, co się stało. Nie przyszłam tu wzbudzać twojej litości, a nawet wymuszać wybaczenia. Chcę po prostu spojrzeć w oczy człowiekowi, któremu prawdopodobnie zniszczyłam życie — moje ciało zaczęło całe drżeć pod wpływem płaczu. -Ja naprawdę nie potrafię sobie tego wybaczyć. Tamtego dnia nie mogłam nic z siebie wydusić — zmusiłam się, żeby na niego spojrzeć. Nie mogę odwrócić wzroku – Przepraszam, że pojawiłam się w twoim życiu i wszystko zniszczyłam. -opuściłam głowę. Schowałam twarz w dłoniach. Nie potrafię patrzeć na niego. Dlaczego nie jest zły, nie krzyczy. Tak bardzo bym chciała, żeby to zrobił. Czyjeś ramiona szczelnie objęły moją kruchą sylwetkę.
           – Dziękuję, dzięki tobie zrozumiałem.


(***)
Szczerze podobają mi się tylko cztery pierwsze akapity, później bywało różnie. 
Jestem pewna, że Oikawa nie jest Oikwą, ale to wam zostawię do oceny <jeśli ktoś to przeczyta>
Jestem zadowolona z jednej rzeczy, chyba nie wyszło mi lamesrko! 

6 komentarzy:

  1. Teraz się okaże czy poprawiłaś CSS w komach bo jak nie to ci nogi z dupy powyrywam :)
    Przeczytałam i zastanawiam się czemu mam taki wielki uśmiech na twarzy. Aaaa.... Już wiem, bo jest happy end <3 (Tak ja to rozumiem jako szczęśliwe zakończenie i niech nikt nie wyprowadzam mnie z błędu XD) Czekam na kolejne Twoje wpismaki i tylko spróbuj mi i tego bloga porzucić!
    PS. Za dużo rzeczy masz z prawej kolumny i ci się kochana nie mieszczą :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie moje ! Mi się wszystko ładniutko mieści. Nie moja wina, że macie małe monitory pff *udaje oburzoną*
      Happy end...No dobra, Hime niech będzie, ze happy end ;).
      Nie porzucę, bo jak już mówiłam to "śmieciowy blog"
      Eeee potrzebuje swoich nóg! Jeszcze tyle pagórków do przeskoczenia! *patrzy z zadumą za okno* A jednak podziękuję.

      Usuń
    2. kurwa jego mać!!!
      pisz se spokojnie koma i niech ci kurde zniknie w nieprzewidzianych okolicznościach, bo klikniesz jakiś jebany klawisz i nie wiesz jaki!!!
      no, skoro już się wyżyłam, czas na komentarz ;-;
      fajne to było, taki dramacik i całe szczęście, tak jak uznałaś, nie wyszedł ci lamersko, tylko tak z jajem B)
      plz błagam zmień kolor czcionki twoich żali w poście, bo chuja widać :>
      jedyne co mi się nie podobało to, że tak gwałtownie zmieniałaś to, o czym piszesz (nawet, jeśli zostało to podzielone na osobne akapity) :)))
      :))) ale to tylko moja opinia, hehhee :D
      wybacz za ten jakże bezsensowny komentarz, ale komentuję żeby nie było, że jestem leniem czy coś tam :D

      Usuń
    3. Wajlet! Rozjebałaś mnie...Chyba się nie pozbieram *hahahahhah* Dobra dość *a nie jednak nie*. Powaga. Dziękuję. Od cb usłyszeć, że nie wyszedł lamersko...zaszczyt. Przeskoki w fabule. teraźniejszość -> przeszłość, gdy się nie znali -> przeszłość, gdy zaczęli ze sobą rozmawiać -> przeszłość, która zmieniła bieg zdarzeń -> teraźniejszość.
      Dziękuję XD przynajmniej sie uśmiechnęłam xD

      Usuń
  2. O-i-ka-wa, O-i-ka-wa, O-i-ka-wa~
    Awww <3 Moment jak upada. Awww <3 moment jak nie może wstać. Awww <3 jak ja go kocham.
    Drugi akapit jest tak bardzo z dupy, że go nie zrozumiałam za pierwszym razem. xD
    Trzeci mnie rozjebał psychicznie, a czwarty zachwalam, piąty to poezja. *Tak, jaram się, że moja... z czwarta ulubiona postać z HQ cierpi xD*
    Polecam takie sensowne komentarze i pozdrawiam,
    Y. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yuri-chan! Jaki zaszczyt! Znowu będę czekać ponad półkroku na kolejny?XD Dobry, konstruktywny komentarz? ;*
      Wiem sen wyszedł świetnie, czwarty też niezły. Piąty...sama pomagałaś <3
      Ej, ej..Moja pierwsza xD

      Usuń