Typ: Opowiadanie
Kpop: BTS
Ilość wyrazów: 1036
Słyszeliście o tych świetnych poradach od psychologów? O tym, że pigułki szczęścia łagodzą każdą ludzką potrzebę? Potrafią czynić cuda. Tak mówił lekarz, obiecywał. Tak naprawdę to tylko stek bzdur! Żadne pigułki nie są w stanie dać ci szczęścia, nie mają cudotwórczych efektów; wcale nie jesteś super pobudzony, wręcz przeciwnie, robisz się ospały i ociężały. Nie jesteś super zdolny, świetny. Nagle nie staniesz się super bohaterem, który uratuje świat od tego pięknego stworzenia Boga, który siedzi sobie na jakiejś tam chmurce, patrzy na ludzi i pierdoli im w głowach tylko po to, aby jakiś zacofany katolik zaczął go wychwalać, bo zgwałcił własną żonę. Nauka idzie ci jeszcze gorzej niż w stanie? W stanie, kurwa, czego? Iluzji o prawdziwym świecie, gdzie biegają jednorożce, a twoja księżniczka jest na wyciągnięcie rączki? Jeśli tak myślisz, obudź się! A może życie to tylko stan nieważkości? A może jest tylko teorią względności? A może coś zupełnie innego? Nie wiem. Wiem jedno. Każdy na tym świecie prędzej czy później pozna smak własnej krwi zlizywanej ze swojego nadgarstka z myślą, że z nią wypłyną wszystkie jego smutki, niepowodzenia. Przyszłość jest jedna; kurewsko pobrudzona krwią zabitych przyjaciół w drodze do lepszego życia. Pierdolcie się, ja pozostanę niezmienny!
W pokoju obok zapaliło się światło. Chwyciłem kartkę i ją podarłem, wyrzucając do kosza. Nikt nie może przeczytać tego, co piszę. Nawet, jeśli miałoby to w magiczny sposób wyleczyć mnie z każdej niedoskonałości. Nie mogą tego zobaczyć. Drzwi najpierw lekko się uchylają. Później delikatnym, ledwo słyszalny szept dociera do moich uszu.
— Śpisz? — Krzywię się. Podnoszę z krzesła i podchodzę do drzwi, otwierając je szerzej. Moja matka nie śpi kolejną dobę z rzędu. Jest strasznie blada, ma zasinione usta i podkrążone oczy. Wygląda fatalnie, ale jej oczy pozostają niezmienne. Zawsze zdeterminowane! Chciałbym, żeby w moich tliła się choćby iskierka dawnego zapału do życia.
— Nie mogę zasnąć. Obudziłem Cię? — Mój głos już dawno przestał wyrażać emocje, moje ciało dawno przestało zdrowo wyglądać. Moja twarz już nie jest zaróżowiona przez krew, jest biała, a usta są sine. Wszystko wskazuje na to, że jestem martwy, a tak naprawdę oddycham, a moje serce bije, pompując krew. Zegar tyka. Coraz bliżej do śmierci.
— Nie, też nie mogę zasnąć. Napijemy się gorącej czekolady? — Chwyta rękawa mojego białego, wygniecionego podkoszulka *ja już nie chcę wiedzieć, od kiedy podkoszulki czyt. Koszulki do bicia żony mają rękawy*, zaciskając na nim swoje drobne dłonie. Bije od nich ciepło. Przechodzą mnie ciarki. Kiedyś bardzo lubiłem taki stan rzeczy. Teraz jest tylko zbędnym przyzwyczajeniem.
— Ubiorę bluzę i schodzę do kuchni. — Położyłem jej rękę na ramieniu, lekko na niego napierając. Taki gest powinien sprawić, że poczuje się pewniej i pozwoli mi na chwilę odetchnąć. Uśmiechnęła się zachęcająco. Zamknąłem drzwi. Oparłem się o nie i bezwładnie zsunąłem na ziemię. Miękki, puchaty dywan muskał moje nagie łydki. Krótkie, czarne spodenki do kolan, teraz zahaczają ledwie połowy ud. Najchętniej zamknąłbym się tutaj na zawsze. We własnym azylu, w którym zawsze panuje półmrok. Nie odróżniam już nocy od dnia. Zachodu słońca od jego wschodu. Zniechęcony wstaję, podpierając się na kolanach. Nie mam zbyt wiele siły. Dawno nie miałem nic w ustach. Ostatnim moim posiłkiem był mały batonik, który zjadłem wraz z bratankiem trzy dni temu. Otwieram drzwi szafy i wyciągam czarną bluzę z zamkiem. Bez zbędniejszych ceregieli schodzę do kuchni i siadam na blacie kuchennym jak to mam w zwyczaju od x lat.
— Proszę. — Podaje mi gorący kubek.
— Dzięki. Dawno nie piłem twojej czekolady. — Uśmiecham się na wspomnienie piątkowych, zimowych popołudni.
— Nie było okazji. Jesteś już prawie dorosły. Nie potrzebujesz już tyle mojej uwagi.
— Racja. Jestem już dorosły. — Chciałbym znowu być dzieckiem. Wtedy każdy dzień był nowym szczęśliwym zakończeniem ulubionego komiksu, a wszystko było kolorowe.
— Pamiętam twój pierwszy dzień w szkole. Trzymałeś mnie za rękę i pocieszałeś. Zawsze byłeś dojrzalszy niż twoi rówieśnicy. Czasami zastanawiałam się, czy nie traktujemy cię zbyt poważnie. Byłeś taki malutki, a zarazem bardzo odważny, pewny siebie i wygadany. Nigdy nie sądziłam, że… — urwała, upijając łyk czekolady.
— Czy za każdym pieprzonym razem musimy o tym rozmawiać!— Uniosłem się. Stałem się zbyt impulsywny, ale nie lubię rozmawiać o tym, co się zmieniło. Runęło z wysokiego klifu wprost do granatowej otchłani oceanu.
— Tak! Nie mogę patrzeć, jak się upijasz, wagarujesz! Czuję, że nie spełniam twoich oczekiwań! Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę, żebyś zdał na studia, miał dobrą, przyszłościową pracę, a nie tylko koszykówkę i boisko! Nie mogę patrzeć, jak rujnujesz siebie, swój związek, życie i wszystko inne dookoła! — Odłożyła kubek. Jej spokojny charakter nie jest już taki spokojny jak wcześniej. Zaczynam nie poznawać kobiety siedzącej przede mną. To moja matka czy już całkiem inna kobieta?
— Mam dość ciebie, tego dom, szkoły, Ojca, który uciekł, gdy tylko zaczęły się problemy. — Poczułem mocne pieczenie na policzku. — Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? — Jej oczy zaszkliły się od łez, które chwilę później jak wielkie grochy płynęły po jej policzkach. Chciała mnie chwycić. Wyszarpałem się. Chciałem jej oddać, ale nie zrobię czegoś, czego bym żałował. To, że stałem się taki cyniczny, zimny jest tylko i wyłącznie moim problemem. Zachowuję się jak szczeniak, ale inaczej już nie potrafię. Nie mieszam już ludzi w swoją grę, która szybko przyśpieszyła. Za zakrętem zapewne czeka wielki napis: „GameOver”. Trzasnąłem jednymi drzwiami, a chwilę później kolejnymi. Ulica była pusta. Latarnie słabo oświetlały ulicę, chodnik. W żadnym z domów nie paliło się światło. Mój był jebanym wyjątkiem, ale do każdej reguły znajdzie się wyjątek. Odetchnąłem głęboko kilka razy z nadzieją, że to pomoże opanować kolejny atak agresji. Stają się coraz częstsze. Nie ma to nic wspólnego z tym, że nie biorę leków. Chciałbym być świadomy, kiedy to zrobię. Kiedy wszystko zbliży się do końca. Ostatni raz spojrzę w twoje hipnotyzujące niebieskie oczy, na twój niewinny uśmiech i bladą gładką cerę. Chcę widzieć twój uśmiech, gdy moje ciało powoli runie na ziemię, tonąc w szkarłacie krwi. A huk zagłuszy twój krzyk rozpaczy. Owładnięty swoją wyobraźnią stanąłem na środku drogi. Rozłożyłem ręce, jak do lotu. Gdybym był ptakiem, odleciałbym stąd gdzieś daleko, gdzie nikt nie zapyta o ciebie. Zamiast tego stoję na środku drogi i wdycham zimne powietrze. Zaciskam powieki. Wciągam powietrze. Zatrzymuję je, aż nie poczuję jego braku.
— Pierdolę was wszystkich! — krzyczę, wypuszczając z płuc powietrze. W kolejnych domach zapala się światło. Bezbłędna synchronizacja. Opadam na ziemię. Spokojnie poczekam na przyjazd mojego ukochanego lekarza. Mam dla niego kolejne cudowne wieści ze świata prawie martwych.
witam, miałam skomentować, a więc przybyłam!
OdpowiedzUsuńa więc tak - totalny chaos, nad którym udało mi się zapanować czytając drugi raz :D:D
jednak to właśnie on sprawia, że ten ff jest taki zdynamizowany, wszystko dzieje się szybko, te przemyślenia #jeszczeniewiemykogo bez tego pewnie nie wyszły by tak ciekawie. można wywnioskować, że osoba ta jest chora, bo z jednej myśli leci w drugą, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy. no bierze jakieś pigułki, a przynajmniej brać powinien, co w sumie mówi o tych "wnioskach" :p
syn jak i matka mają wahania nastroju :V i w sumie nie pasowało mi to za bardzo u tej matki - najpierw mówi mu, jaki to odważny dzieciaczek itd., że szybko dorósł, a później leci, że phi! nie spełniam twoich oczekiwań!
nie wiem, może tylko mnie to tak "rezi" w oczy heueeuheuehheuheuheuehuee
mmm, czyli nasz #niewiadomokto jest w związku, chce umrzeć, jednak dopiero wtedy, gdy ostatni raz zobaczy swojego chłoptasia?! hmhmhm
ogólnie fajne, tylko mój mózg ciężko przetwarza informacje, to i za drugim razem wszystko wydało się bardziej przejrzyste :PP
czekam na c.d., bo ponoć ma być!!! nie każ mi czekać zbyt długo, bo jeszcze zapomnę, o czym to jest, phi!!! (tak, będę ci wypominać :D)